top of page

Krio, konie i Anioły z Afry

Wszystko zaczęło się zimą 2016. Był luty, ale nam brakowało zimna ;) i postanowiliśmy „domrozić się” w kriokomorze.  Lubimy chłodek i lubimy sopocki Zakład Balneologiczny. Przemiły personel, profesjonalne podejście do pacjenta, a  i po zabiegu jest gdzie iść na spacer, bo molo na wyciągnięcie ręki. Nawet wtedy, gdy nie ma pogody w  nagrodę za trudy rehabilitacji chodzimy na kawkę do punktu widokowego. To już rodzaj rytuału.

Podczas rozgrzewki po krio między pacjentami, z którymi widujesz się przez 10 dni zabiegowych często mimochodem nawiązują się luźne rozmowy. Zwykle dotyczą pogody, kondycji, ale  i chorób niestety. Nie wszystkich ludzi się pamięta, ale było kilka charakterystycznych postaci, których zapomnieć nie sposób. Wśród nich motocyklista, który od razu znalazł wspólny język z Maćkiem, morsująca babcia, która swoją energią mogłaby obdzielić pół miasta i Asia sympatyczna blondynka o ciepłym uśmiechu.

Gadu-gadu o pozytywnych walorach zimna i okazało się, że Asia ma sporą wiedzę o przebiegu SM, bo choruje na nie jej dobry znajomy. To chyba ja zaczęłam temat hipoterapii nawiązując do pobytu w Dąbku. Mówiłam, że super pomaga na spastykę, że świetnie wzmacnia kręgosłup i  w ogóle, że bardzo polubiłam konie. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie stwardnienie rozsiane pewnie nigdy bym na konia nie wsiadła, bom cykor jest okropny :)

 Podsumowując wątek wspomniałam jeszcze o tym, że Maciek kiedyś prowadził terany jeździeckie (choć on nie lubi do tego wracać) i dodałam, że niestety mamy problem ze znalezieniem fajnej miejscówki oferującej hipoterapię. Wtedy Asia uśmiechnęła się serdecznie i powiedziała: cyt.” No to zapraszam do siebie”. Niech ludzie mówią co chcą o zbiegach okoliczności, ale prawdopodobieństwo poznania w krio instruktorki jazdy konnej było tak realne jak współlokator ortopeda, kiedy Maciek uszkodził rzepkę w kolanie podczas pobytu w Bornem.

Spotkaliśmy się potem w Sopocie jeszcze kilka razy, wymieniliśmy telefonami, polubiliśmy na Facebooku i we wrześniu odwiedziliśmy Asię w Ośrodku Szkoleniowo-Rehabiliitacyjnym „Szansa” nad Mauszem. Część koni z „Afry” (szkółka jeżdziecka Asi) spędza tam lato, dając radość z jazdy zarówno sprawnym, jak i tym „mniej zwinnym” (jak my) gościom. 

 

 

 

Zakochaliśmy się w jeziorze, atmosferze i ludziach. To miejsce jest wyjątkowe, magiczne…

W obiekcie nie ma telewizorów (choć są piękne, odnowione i dostosowane do potrzeb niepełnosprawnych pokoje), jest słaby zasięg komórek, a wi-fi działa tylko w budynku recepcji, ale to najlepsze, co może spotkać ludzi, którzy chcą wypocząć i złapać oddech od zgiełku miasta. Ktoś kto wymyślił to "odcięcie od cywilizacji" miał genialny pomysł!

 Cały teren ośrodka jest świetnie dostosowany do wózkowiczów, a hipoterapia z widokiem na las i wodę działa wyjątkowo kojąco na psychikę.

I jeszcze jedno…ścieżka z kostki brukowej wzdłuż linii brzegowej o dł. ponad 2 km. Dla nas bomba!

Mimo, że minęły dopiero 3 tygodnie od powrotu do domu to już tęsknimy.

Za rok jedziemy na dużej!

 

Ps. Asiu, jesteście Wszyscy niesamowici. Podczas jazdy 100 % bezpieczeństwa oraz profesjonalizm. Dzięki za cudowne chwile i piękne zdjęcia, które będą pamiątką do końca życia. Pozdrowienia dla Grzesia i Milenki. Do zobaczenia Kochani.

bottom of page